flexitarianizm

„Odkryłam flexi sposób na siebie!”

Wciągnęłam się w Instagrama ochoczo, zwłaszcza, że przyszła pandemia i było to świetne miejsce do utrzymania kontaktu ze światem, poznawania ludzi o tych samych zainteresowaniach i rozwijania nowej pasji. Zaczęłam uczyć się fotografii kulinarnej, obrabiać zdjęcia w specjalnych programach, a także kręcić krótkie filmiki. To był dla mnie zupełnie nowy świat. Tam dowiedziałam się o nurcie „fleksitarianizmu”, który jest bliski memu sercu odkąd pamiętam.

Tekst: Grażyna Urbaniak | flexikitchen.pl

Grażyna Urbaniak, flexikitchen.pl; źródło: archiwum prywatne

Wszystko zaczęło się od Instagrama. Do założenia konta namówiła mnie moja siostrzenica, ona też cierpliwie przeprowadziła gruntowne szkolenie. Byłam pojętną i chętną do nauki uczennicą, więc konto zaczęło się rozwijać, budząc szacunek i lekkie zdziwienie wśród młodych ludzi. Ciężko im było uwierzyć, że ktoś w wieku 50+ może dobrze odnajdywać się w instagramowym świecie, dotychczas zarezerwowanym wyłącznie dla młodych. A ja też jestem młoda, tylko inaczej. Rówieśnicy i rodzina także chętnie obserwują moje poczynania w sieci. Zbieram za nie wiele komplementów, a największym jest to, że korzystają z moich przepisów.

Wciągnęłam się więc w Instagrama ochoczo, zwłaszcza, że przyszła pandemia i było to świetne miejsce do utrzymania kontaktu ze światem, poznawania ludzi o tych samych zainteresowaniach i rozwijania nowej pasji. Zaczęłam uczyć się fotografii kulinarnej, obrabiać zdjęcia w specjalnych programach, a także kręcić krótkie filmiki.

▪ Przeczytaj także: Czy kobieta po 50. musi być nudna?

To był dla mnie zupełnie nowy świat. Moim dotychczasowym była medycyna, z zawodu jestem osteopatką i pracuję głownie z ludźmi cierpiącymi z powodu nadmiernego stresu, więc zupełnie inna bajka. Ponieważ w tworzenie postów wkładałam bardzo dużo pracy i zaangażowania, szybko zebrało się całkiem sporo treści, a grono obserwatorów systematycznie powiększało się, postanowiłam założyć własne miejsce w sieci. Tak narodził się mój kulinarny blog www.flexikitchen.pl.

Skąd te kulinaria?

Był kiedyś taki przebój: „Na imprezie zawsze znajdziesz mnie w kuchni” – to o mnie. Moja przygoda z kulinariami rozpoczęła się jeszcze w szkole podstawowej od robienia kanapek na imprezach. Pomimo ciężkich czasów i wielu braków rynkowych, zawsze starałam się, by były one smakowite i kolorowe. Na pewno wtedy zaczęła rozwijać się moja kreatywność, bo wówczas nie było to wcale łatwe do osiągnięcia. W tamtych czasach nauczyłam się też szyć, robić na drutach, szydełku czy robić biżuterię np. z kostek z szyi kurczaka (tak!) i zawsze szukać alternatywnych rozwiązań. Komuna miała ogromnie dużo wad, ale na pewno jedną z niezaprzeczalnych zalet: rozwijała pomysłowość i zdolności manualne a „homemade” po prostu kwitło.

▪ Zobacz również: Kochasz coś robić? Dziel się tym!

Estetyka zawsze była bardzo ważna

W czasach komuny świat wokół był szary i smutny, więc chcąc go trochę pokolorować, przywiązywałam ogromną wagę do estetyki potraw. I to zostało mi do dzisiaj. Nie wyobrażam sobie jeść byle jak, z patelni czy na przysłowiowej gazecie. Danie musi być ładnie podane, ozdobione i kolorowe. Może dlatego nie lubię krupniku, bo to taka szara zupa?

A skąd nazwa „Flexi Kitchen”?

Wychowałam się w domu, gdzie zawsze jadło się dużo warzyw i owoców, a mięso nie było podstawą diety, więc mogę powiedzieć, że jestem fleksitarianką od urodzenia. Dopiero jednak z Instagrama dowiedziałam się, że mój sposób żywienia nazywa się „fleksitarianizmem„, czyli elastycznym wegetarianizem. Polega on na korzystaniu w kuchni z jak największej ilości produktów roślinnych, które stanowią bazę dania, a do niej dodajemy mięso i inne produkty zwierzęce. Fleksitarianizm dopuszcza jedzenie ryb i owoców morza oraz niewielkich ilości mięsa, głównie kurczaków (oczywiście wysokiej jakości). Fleksitarianie charakteryzują się wysoką świadomością ekologiczną, na sercu leży im idea dbania o planetę i niemarnowania żywności. Są również przeciwni przemysłowej hodowli  zwierząt. Żaden szanujący się fleksitarianin nie kupuje na przykład jajek z chowu klatkowego. To są też moje wartości, więc wybór nazwy profilu „Flexi Kitchen” był bardzo łatwy.

Co jeszcze oznacza „Flexi”?

Zapamiętałam z lekcji fizyki w szkole: „Struktury sztywne łatwo odkształcają się trwale” i postanowiłam być w życiu elastyczna. Bardzo nie lubię procedur, sztywności i zamykania się w schematach. Tę samą filozofię wprowadzam w mojej kuchni. Nie trzymam się ściśle przepisów, zawsze próbuję robić po swojemu i do samego chcę zachęcać moich obserwatorów. Do szukania i rozwijania swojego stylu gotowania, a także odwagi w łamaniu schematów. Chcę inspirować i zachęcać do eksperymentów, a przede wszystkim pokazać, że w gotowaniu można odnaleźć pasję i radość. Ponadto jestem 50+, a niedawno dowiedziałam się, że jestem „Pokoleniem Flexi” – silnym wiedzą i doświadczeniem. Intuicja podpowiedziała mi właściwą nazwę.

Zobacz najnowsze wpisy na naszym blogu

Zobacz pozostałe